„Nie potrafię pokochać mojego pasierba. Po prostu nie przepadam za nim, a on za mną”

List od czytelniczki Wysokich Obcasów:

Droga redakcjo,
Od dwóch lat tworzymy z mężem rodzinę patchworkową. Ja z pierwszego małżeństwa mam sześcioletnią córkę, a mąż syna i córkę. Majka ma 9 lat, a Tymek 11. Mieszkamy we trójkę z moją
córką, która z tatą widuje się w co drugi weekend i w środy po lekcjach. Dzieci męża są pod opieką swojej mamy, a on spotyka się z nimi w weekendy. Kiedy jesteśmy w domu z moją Majką, wszystko się dobrze układa, dogadujemy się, wiem że córka bardzo lubi Maćka, o on ją. Problem pojawia się, kiedy w domu pojawiają się dzieci męża. Może dlatego, że nie mieszkamy razem na co dzień, a może dlatego że syn Maćka jest sporo starszy od mojej córki. Tak czy siak, chodzi o to, że nie przepadam za nim. On za mną też. Wydaje mi się nawet, że może mnie nie lubić. Nie odzywa się do mnie niemiło, ale ignoruje, unika. Próbowałam z nim rozmawiać, a wtedy powiedział mi wprost: Jesteś moją macochą, a macochy raczej się nie lubi, co nie? Będę szczera, nie lubię mojego pasierba i okropnie się z tym czuję. W końcu to syn moje męża. Pewnie nie uda mi się go pokochać jak syna, choć bardzo bym chciała, ale chciałabym żeby była między nami jakaś więź, porozumienie, może nawet sympatia. Czy mogę zrobić, żeby poprawić nasze relacje? Powiem jeszcze, że rozmawiałam z mężem na ten temat i powiedział, że pewnie z czasem nasze stosunki się poprawią. Chciałabym w to wierzyć.
Mama i macoszka Monika

Odpowiedź:

Moniko,
Poruszyła mnie pełna akceptacji forma macoszka, którą się podpisałaś. Wygląda na to, że dobrze się czujesz w roli, w której się znalazłaś związawszy się z mężczyzną z przeszłością, i to mi daje nadzieję, że znajdziesz wyjście, w którym będziesz wzięta pod uwagę jako pełnowartościowa członkini rodziny. Fakt, że potrafisz przyznać przed sobą „nie lubię Tymka” świadczy o zaufaniu do własnych uczuć, i to też jest dobry znak.
Moment, w którym znaleźliście się w kryzysie nie jest przypadkowy z dwóch powodów.

  1. Okres świąteczny wzmaga poczucie braku „rodzinności” w takich jak Wasza, pozszywanych rodzinach. Czym jest ta „rodzinność”, trudno zdefiniować. Dzieci zapytane o to, kto jest z rodziny, a kto spoza zwykle mają jasny obraz sytuacji i, co ciekawe, ten obraz dość często im się zmienia, bo bazuje na aktualnie przeżywanych uczuciach. Np. macocha raz może być ujęta jako rodzina, a raz nie, podobnie przyszywane rodzeństwo. Przekaz kulturowy o baśniowej złej macosze także nie pozostaje bez wpływu, a dzieci nie są odpowiedzialne za to, że takie treści im się od małego przedstawia[i].
    Wg mnie nie można uczucia „rodzinności” nakazać ani wymagać, również od siebie. Nie ma się obowiązku lubić wszystkich. Tym bardziej, że jest psychologicznie niemożliwe, żeby kochać pasierba tak samo jak swoje dziecko biologiczne. Jednocześnie uważam, że obie strony obowiązuje savoir-vivre. Jako macoszka warto, byś zawsze szanowała pierwszeństwo biologicznej mamy Tymka w jego sercu, a Tymek (wspierany w tym przez Maćka) odnosił się do Ciebie z pełną kulturą i delikatnością, bez konieczności przekraczania granicy bliskości, której przekraczać nie ma on ochoty. Pomocny może być komunikat ze strony taty „Tymku, kiedy mnie nie ma w domu, rządzi tu Monika, i proszę, słuchaj się jej. Ja ufam Monice”. Jeśli macie kontakt z mamą Tymka, warto też, żeby przyzwoliła mu na lubienie Ciebie. My, dorośli nie mamy pojęcia jak przykry konflikt lojalności przeżywają dzieci i nastolatki w rodzinach patchworkowych. Podstawą jest jednoznaczne i szczere pozwolenie biologicznej mamy na zbliżenie się dziecka do macochy: „Tymku, to OK, jeśli chcesz przytulić się do Moniki”. Jeśli mama Tymka nie jest w stanie wysłać takiego sygnału, najlepiej pozostać przy delikatnej, uważnej uprzejmości i na razie odpuścić sobie resztę. Sednem Waszej rodziny jest Twoja relacja z Maćkiem, i tu skierowałabym więcej uwagi. Dobrze działający związek dorosłych jest spoiwem rodziny.
  2. Drugi powód, dla którego możecie teraz przeżywać kryzys właśnie teraz to to, że rodziny patchworkowe albo trwają, albo rozpadają się właśnie po dwóch latach. Najczęstszą przyczyną takich rozstań są kłótnie o wychowanie dzieci[ii]. Jednocześnie badania wskazują, że tylko 30% par patchworkowych, które postanawiają zamieszkać razem dokonuje ustaleń w tym zakresie. W rodzinie patchworkowej nie można polegać na romantycznym micie więzów krwi, które miałyby rozwiązywać wszystkie konflikty i gwarantować trwanie konstelacji rodzinnej. Ustalenie granicy, poza którą rodzice przyszywani nie mają obowiązków wobec pasierbów przynosi wiele lekkości i spokoju. W mojej rodzinie stosujemy wariant, w którym my, rodzice mamy obowiązki wobec dzieci biologicznych, a jako macocha i ojczym robimy z pasierbami tylko to, na co mamy ochotę. U nas to się sprawdza. W innych rodzinach patchworkowych bywają inne modele: ważne, żeby ustalić, w którym miejscu przebiega granica możliwości organizacyjnych i emocjonalnych w wychowywaniu dzieci partnera, i co jakiś czas robić naradę, sprawdzać, czy to ustalenie się sprawdza w praktyce. Czasem ulgę przynosi taki szczegół jak postanowienie, że każde dziecko będzie miało własny kosz na brudną bieliznę w pokoju (żeby robiąc pranie nie trzeba było się natykać w brudach na majtki nieswojego dziecka), albo wprowadzenie zasady, że po 19:00 dzieci mają być w swoich pokojach, a rodzice nie robią już posiłków, nie grają w gry, i mają czas dla siebie nawzajem. To ostatnie jest szalenie ważne: czas na rozmawianie. Rodziny patchworkowe wymagają dużo rozmawiania, i najlepiej z góry to zaplanować.

Ważny jest też azyl macochy: to miejsce, najczęściej sypialnia, staje się schronieniem, kiedy w domu są dzieci partnera. Znam ponadto macochy, które skrupulatnie planują, co będą robiły w czasie, kiedy pasierbowie mają przyjechać do taty na weekend. Dbają o to, żeby był czas na planszówkę i zjedzenie wspólnej kolacji, a także o to, żeby tego dnia wiele godzin spędzić poza domem dobrze się bawiąc. To też jest w porządku – wszystko zależy od tego, czego chcecie, czego potrzebujecie, i na co się umówicie.
Serdeczności,
Beata Blizińska

[i] Nie mówi się o tym często, że w oryginalnych baśniach braci Grimm te postacie były złymi matkami (!), dopiero w kolejnych wydaniach prawdopodobnie pod naciskiem (czytelników?) na nieszczęście dla nas zostały zmienione na macochy.
[ii] Dla porównania: w pierwszych małżeństwach najczęstszą przyczyną rozstań są zdrady i alkoholizm, co wskazuje na to, w jaki sposób rodziny patchworkowe różnią się od pierwotnych.

List i odpowiedź opublikowano w Wysokich Obcasach 19 stycznia 2021. Link bezpośredni: https://www.wysokieobcasy.pl/Instytut/7,177536,26700056,nie-lubie-mojego-pasierba-on-tez-za-mna-nie-przepada-czy-mozna.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *