„Ciągle coś ode mnie chcą, a to kanapkę, a to sprawdź mi lekcje z matmy…”

List od czytelniczki Wysokich Obcasów:

Na początku lockdownu było mi szkoda dziewczynek, że nie spotykają się ze znajomymi, nie mogą chodzić na swoje ulubione zajęcia dodatkowe. Starałam się im jakoś osłodzić czas w domu. Minęło kilka miesięcy, a ja mam wrażenie, że dałam sobie wejść na głowę. Dziewczynki przestały sprzątać w pokoju, nie chcą mi pomagać w przygotowywaniu posiłków. Choć w tym przypadku wiem, że to moja wina, bo nigdy ich o to nie prosiłam. Co więcej, ciągle coś ode mnie chcą, a to kanapkę, a to sprawdź mi lekcje z matmy, a to potrzebuję nowych spodni. Czasem mam poczucie, że jestem w domu tylko po to, aby spełniać ich życzenia i prośby. Kiedy ostatnio powiedziałam, żeby same sobie zrobiły kanapki, bo nie mam czasu, jedna się obraziła, a druga zrobiła aferę, że je zaniedbuję.
Mąż twierdzi, że je rozpuściłam, i muszę mu przyznać rację. Trudno będzie zmienić zachowanie córek tak od razu, dlatego chciałabym zacząć od siebie i zacząć mówić „nie”. Tak mądrze i stanowczo. Nie wiem, jak dziewczynki na to zareagują. Nie mam też trochę odwagi powiedzieć im „nie”. Jednak czuję, że jeśli tego nie zrobię, domowe obowiązki przytłoczą mnie coraz bardziej. Bardzo proszę o radę, od czego zacząć. I jak trzymać się raz obranego kursu.

Odpowiedź:

Marto,
Opiszę Ci moje przemyślenia i dam wskazówki, z których, proszę, wybierz dla siebie te, które sprawdzą się w Twojej rodzinie.
Wkład, który wnosisz: kanapki, lekcje, był dotąd praktycznym fundamentem świata Twoich córek. Być może nawet nieświadomie rozumieją te czynności jako wyraz miłości. Kiedy raz nie chciałaś zrobić kanapek mogły odczuć to jako coś bardziej doniosłego: jako zamach na spójność i podstawy ich świata, albo nawet jako brak więzi rodzinnej i miłości. Tym bardziej, że jest pandemia, a to zmienia sytuację emocjonalną. Ponadto dzieci, które kończą 10 lat zaczynają mocno potrzebować rówieśników do dalszego rozwoju psychospołecznego. Pozbawione środowiska rówieśniczego więcej wymagają od swoich rodziców, którzy przecież nie są w stanie zastąpić im koleżanek i kolegów, a nawet nie powinni tego robić. Pandemia na dodatek posadziła dzieci na krzesłach przed ekranami komputerów, pozbawiła zabawy, ruchu, powietrza i słońca. Biorąc to wszystko pod uwagę zgaduję, Marto, że Twoje dzieci odczuwają nieustająco lekki niepokój. Ten stan, kiedy staje się chroniczny jest wyczerpujący i dzieci odruchowo zwracają się do obecnego w domu rodzica, żeby złagodzić to stałe, uporczywe poruszenie emocjonalne. Wtedy proszą o kanapki, chociaż jadły niedawno, i proszą o sprawdzenie lekcji, chociaż to nie jest konieczne. Tak naprawdę proszą o ukojenie, ulgę i o poczucie bezpieczeństwa.
Zanim zaczniesz stawiać granice, zastanówcie się z mężem jak zadbać o ukojenie emocji dziewczyn i o ich poczucie bezpieczeństwa w czasie dorastania, który przypadł akurat na pandemię. Pomocne mogą być regularne, rzeczywiste spotkania z lubianymi rówieśniczkami i rówieśnikami, codzienne wspólne spacery bez względu na pogodę, spokojne, merytoryczne rozmowy o pandemii, odpuszczenie sobie wysokiej średniej w szkole, i wiele innych sposobów.
Teraz zastanówmy się nad samym stawianiem granic. Przychodzi mi do głowy, żeby zacząć od małego zebrania w domu i wspólnie z mężem powiedzieć córkom, że od teraz będzie zmiana. Że dziewczyny urosły już duże, a mamie zrobiło się ciężko, i chcecie, wobec tego wprowadzić nowe zasady domowe. Dziewczyny pewnie nie będą zachwycone i warto wysłuchać, co mają do powiedzenia, zaakceptować ich emocje i potraktować je z empatią (co nie znaczy, że ich niezadowolenie miałoby spowodować rezygnację z waszych nowych zasad!).
Jako pierwszy konkretny pomysł podrzucam stałe pory posiłków. Np. mama wydaje posiłki tylko o 7:00, 12:00 i 17:00. Poza tymi godzinami dzieci mogą sobie zrobić kanapki, zjeść, i posprzątać po sobie. Trudnym momentem jest odkrycie, że dziecko zrobiło sobie kanapkę i nie posprzątało. Łatwiej jest rodzicom w tej sytuacji posprzątać za dziecko niż wołać je z pokoju i wymagać posprzątania. Pamiętaj w tych chwilach, że to tylko etap wyrabiania u nich nawyku, i że spokojem oraz konsekwencją wyrobisz w dzieciach nawyki, które będą Ci sprzyjały przez następne lata.
Warto wskazywać dzieciom na fakt, że samodzielność jest fajna. Na przykład pójście do sklepu po
mąkę to nie tylko obowiązek, ale też okazja, żeby przejechać się hulajnogą, za resztę kupić sobie soczek, a na koniec zajrzeć do skrzynki pocztowej (pamiętam z dzieciństwa, że pisanie kartek pocztowych z przyjaciółką to była jedna z najprzyjemniejszych rzeczy na świecie).
W moim domu w pierwszym etapie wdrażania dzieci sprawdziło się wykonywanie obowiązków domowych razem. Dzieci słysząc „rozpakuj zmywarkę” udawały, że nie słyszą, a „rozpakujemy razem zmywarkę?” powodowało ekscytację i natychmiast przychodziły do kuchni gotowe do działania. Podobnie działa sprzątanie w pokoju: wesoła propozycja taty w niedzielne przedpołudnie „chodź, posprzątamy u was w pokoju razem” może spotkać się z entuzjazmem, bo dzieci często uwielbiają robić coś z rodzicami chętnie wchodząc w tryb współpracy. Warto poeksperymentować na tym polu.
Kiedy już robienie kanapek i sprzątanie w pokoju stanie się zwykłą, znaną czynnością, będzie można zacząć prosić je o to… i może za piątym razem posprzątają. A może nie. W tym miejscu chciałabym Ci życzyć dystansu. Nie poznałam jeszcze dziecka, które usłyszawszy „posprzątaj w swoim pokoju” poszło i posprzątało w swoim pokoju.
Na koniec serdecznie polecam Ci cienką, a treściwą książkę Jespera Juula „Nastolatki. Kiedy kończy się wychowanie”, a tam rozdział o obowiązkach domowych. Parę lat temu, kiedy mój syn miał 10 lat przeczytanie jej sprawiło mi ulgę, przyjemność i rzuciło w naszej rodzinie cieplejsze światło na tę kwestię.
Wszystkiego dobrego,
Beata Blizińska

opublikowano 27 lutego 2021 r. na stronie www.wysokieobcasy.pl
link bezpośredni: Wysokie Obcasy: Instytut Dobrego Życia, Rada Ekspertek i Ekspertów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *