Natalia de Barbaro określiła trzy archetypiczne postacie wewnętrzne kobiet: Królową Śniegu, Męczennicę i Potulną, które w procesie rozwoju osobistego możemy przeistoczyć w Dorosłą, Serdeczną i Dziką.
Zobaczyłam w tym dodatkowo odbicie trójkąta dramatycznego tworzonego z ról: Oprawca, Ofiara i Ratowniczka (lub Ratownik). Ten trójkąt działa w klasycznym ujęciu tak, że jeśli się wejdzie w którąś z tych ról (albo „dasz się wciągnąć”), trudno wyjść poza ten trójkąt. Próbując się z niego wydostać w niezamierzony sposób zmienia się tylko role.
Najbardziej znanym fragmentem trójkąta dramatycznego jest tendencja, żeby ofiary przemocy, które nie ukoiły swojej traumy i nie przeszły żałoby np. po rozpadzie rodziny, same stawały się Oprawczyniami. Prowadziłam kiedyś mediacje między byłymi małżonkami: zdradzona i zostawiona z małym dzieckiem Ola tak bardzo zapiekła się w swojej niezaprzeczalnej krzywdzie i złości, że zatraciła wewnętrzny kompas. W niekończącym się poszukiwaniu sprawiedliwości nawet nie zauważała, że raz po raz mści się na swoim byłym mężu, że rykoszetem dostaje się też dziecku: nie sposób było ustalić dni wizyt, podziału terminów wakacyjnych ani wysokości alimentów. We troje żyli z dnia na dzień, w konieczności ciągłego kontaktu, w braku przewidywalności, dopóki nie odbyłam z nimi serii indywidualnych sesji empatycznych.
Wtedy Ola odkryła swoją Królową Śniegu. Choć wtedy nazywałyśmy to inaczej, bo pracowałyśmy w duchu NVC odkrywając żywe wartości Oli – był to w istocie proces przeistaczania się Królowej Śniegu w Dorosłą, co ważne: asertywną Dorosłą. Dopiero jako asertywna Dorosła zauważyła, że w przyszłości może korzystać z życia, że w proponowanym przez byłego męża kalendarzu wizyt jest wiele zalet, odkryła, że można wziąć pod uwagę to, co poczuje i powie dziecko, a także z tej pozycji inaczej, bardziej przekonująco uzasadniała swoją propozycję alimentów. Podpisanie ugody było ulgą dla wszystkich.
Rzadziej dostrzegamy rolę Ratowniczki: kiedy zauważamy sytuację przemocy i zaangażujemy się w nią, żeby uratować Ofiarę, wplątujemy się w trójkąt. Ratujemy dając z siebie za wiele, ale nie udaje się. Zamiast tego, same zaczynamy czuć się Ofiarą, a dotychczasowa Ofiara zaczyna nam się jawić jako Oprawca, który wymaga od nas za wiele. Z kolei Oprawca widząc w tym szansę na rehabilitację, może przyjąć tymczasem rolę Ratownika i w ten sposób para Oprawca-Ofiara niespodziewanie zbliża się do siebie i konsoliduje swoją relację. To wzmaga frustrację pierwotnej Ratowniczki popychając ją tym razem do roli Oprawczyni. Role w trójkącie dramatycznym opalizują, raz podjęte zaczynają mienić się, kołować, brakuje czegoś stałego, czego można by się złapać.
Jest to powód, dla którego podczas mediacji pomagam tyle, ile mogę, żeby dwie osoby się porozumiały, i jednocześnie pamiętam, że w istocie nie mam takiej mocy, żeby uratować tę sytuację. To mogą zrobić razem tylko te dwie osoby.
Czasem słyszę: „jest pani naszą ostatnią nadzieją”. To jest ciężkie jak głaz odpowiedzialności, który na mnie próbują położyć. Przypominam sobie wtedy dla higieny psychicznej: „nie jestem odpowiedzialna za to, czy się dogadacie”. Wraca lekkość. Czasem mówię to na głos.
To, co mogę wnieść od siebie na mediacji to nie jest gwarancja, że rozwiążą konflikt, że się porozumieją. Mediacja jest szansą. Wnoszę klarowność języka, kurs na porozumienie i wolne tempo rozmowy; tempo, w którym nie umyka znaczenie słów, nie umyka delikatne uczucie „Tak, to jest to, o co mi chodzi!” i nie umyka uczucie „Nie, tu jest moja granica”.
Wracając do meritum: odkryłam, że Męczennica jest naszą wewnętrzną Ofiarą, Królowa Śniegu wewnętrzną Oprawczynią, a Potulna próbuje je dwie uratować. Potem Potulna ma dość i widzi, że nigdy nie uratuje Męczennicy, bo ta nie daje sobie pomóc, a może nawet po prostu nie chce pomocy, więc urażona Potulna mówi „Dość tego, teraz Ci pokażę” i postanawia sama postawić granicę, a robi to w złości i niewprawnie, zamraża się i zostaje Królową Śniegu.
Dotychczasowa Królowa Śniegu syczy „a nie mówiłam? to beznadziejne”. Ze spuszczonym powietrzem przeistacza się w Męczennicę. Ta część nas, która była Męczennicą przestaje być ofiarą, przechodzi w Potulną, by harować dla wszystkich oprócz siebie, bo co prawda pozbyła się roli ofiary, ale w tym wszystkim nie nawiązała kontaktu z autentyczną serdecznością, ani nie dostrzegła, gdzie u niej leżą tej serdeczności granice i jak tak dalej pójdzie, zaharuje się emocjonalnie i fizycznie na śmierć. Ratując się od śmierci pewnie niedługo stanie się Królową Śniegu…
Co możemy zrobić, kiedy wplączemy się w klasyczny trójkąt dramatyczny, żeby się z niego wydostać? Wyplątanie się jest czasem trudne, jednak samo zauważenie tego mechanizmu i odkrycie, że to jest właśnie to, czego doświadczam jest pierwszym, niezbędnym krokiem.
Następnym krokiem jest według mnie nawiązanie kontaktu ze swoimi wewnętrznymi postaciami. Prawdopodobne jest, że Twoje postacie nazywają się trochę inaczej niż u Natalii de Barbaro. Na przykład moja Dzika Dziewczynka i Dorosła są jedną postacią, której na imię La Loba, i jest tak od 2001 roku, kiedy po raz pierwszy czytałam Biegnącą z Wilkami Clarissy Pinkoli Estes. Jedna z moich przyjaciółek nazywa ją Małą Mi.
Potulna ze względu na to, jak mi się przyśniła nazywa się Tradycyjną Japońską Żoną, a Męczennica nazywa się akurat tak samo – Męczennicą.
To proces, w którym warto poprosić o pomoc. Empatyczne wysłuchanie i rozmowa z zaufaną osobą bywają punktem zwrotnym. Kiedy już rozpoznamy te momenty, kiedy zachowanie i dialog wewnętrzny ma cechy którejś z naszych wewnętrznych postaci, zyskujemy moc i sprawczość, żeby działać: Potulną dokarmić dzikością, pozwolić jej na zabawę i uszanować ją. Męczennicy pokazać, gdzie jest ten bat, który ją okłada, i czyja ręka nim kieruje, a Królową Śniegu zapytać „co wybierasz?”, „czego potrzebujesz?”, „czy chcesz odpuścić?”, „co jest dla Ciebie ważne?”. Gdzieś w toku dogadywania się ze swoimi postaciami ze środka odkrywamy, że zmienia się też nasza umiejętność radzenia sobie z trójkątem dramatycznym, w który się wplątałaś z drugim człowiekiem, lub z dwoma osobami w świecie realnym. Ta droga nie jest łatwa i nie zawsze wiedzie tylko do przodu. Czasem robimy dwa kroki w tył. Jednak odkąd wiemy, dokąd chcemy dojść, cenne jest to, że możemy świadomie wrócić do obserwacji, empatii dla siebie, dla swoich wewnętrznych postaci.
Od dawna zapisuję sny i kiedy wracam do nich po latach, czasem okazuje się, że były profetyczne lub genialnie opisywały moją ówczesną sytuację psychologiczną rozpisaną na role. Te role wewnętrzne to właśnie sposób, w jaki czytam swoje sny, dlatego metafory C. P. Estes i N. de Barbaro przemawiają do mnie. Niektóre rozbudowane sny mogłabym alternatywnie zapisać pomijając całą skomplikowaną fabułę w krótkim dialogu, np.: Wewnętrzna Niepewna woła Pomocy! Odpowiada jej Wewnętrzna Matka: Jestem zmęczona, zajęta czymś swoim i ważniejszym, nie pomogę Ci teraz.
Bywa, że moje wewnętrzne postacie są dogadane, wtedy w snach jestem jednością. Wszystkie role nie będąc potrzebne jako osobne części – tracą odrębność. Stapiają się w jeden byt, który trwa w bezczasie i bezkresie. Zachwycona śnię wtedy o tańcu w kroplach deszczu wiszących nieruchomo w powietrzu. W kolorze, w bezczasie i bezkresie.
Życzę tego i Tobie.
Post został napisany po przeczytaniu „Czułej Przewodniczki” Natalii de Barbaro.